Dzisiaj będzie osobiście. Może trochę chaotycznie, ale po mojemu. Z głębi mojej pełnej od myśli głowy. Czułam ogromną potrzebę wylania tego na papier. Padło na bloga, bo stwierdziłam, że a nuż komuś tymi moimi wypocinami pomogę, może do kogoś dotrze, że ma niezdrową relację z social mediami. Detoks od Instagrama – o tym dzisiaj tu trochę nabazgrałam. 😀
Będzie o mojej trudnej relacji z Insta, jednej z najważniejszych decyzji, jaką podjęłam w ubiegłym roku i co wgl z naszym wylotem do Stanów?
PS na zdjęciu u góry jestem ja, opalona i szczęśliwa przy jakiejś ścianie gdzieś w Meksyku. Wtedy jeszcze normalna i niezafiksowana. Normalna w kontekście dzisiejszego tematu of course, bo do normalności tak ogólnie, to mi bardzo daleko :D. Do tej normalności z tego meksykańskiego okresu dążę obecnie i myślę, że całkiem dobrze mi idzie.
PS 2 celowo we wpisie piszę wyraz „Instagram” z małej litery, bo sobie nie zasłużył w tym wpisie na dużą 😀
wtedy wszystko się zaczęło...
To wszystko we mnie się zbierało od grudnia zeszłego roku. Ledwo otworzyłam rano oczy – Instagram, robiłam śniadanie – Instagram, z Instagramem oglądałam Netflixa, jadłam i nawet chodziłam do kibla. Dosłownie focus na moje życie tu i teraz zupełnie nie istniał. Szłam na spacer – super od razu fota na story, czytałam książkę – pyk fota na story. Finalnie, totalnie nie potrafiłam się skupić na książce, nie potrafiłam się wychillować na spacerze, bo ciągle w głowie były myśli „to będzie spoko na insta” .
Na okres świąt bożonarodzeniowych (12/2021) postanowiłam zrobić sobie przerwę i odinstalowałam Instagrama na tydzień. Walczyłam ze sobą długo, żeby to zrobić. Bo przecież jak zniknę, to statystyki polecą w dół, ludzie zaczną odchodzić, nasze konto wpadnie w odmęty czarnej dziury i żeby odbudować to, co już tam miałam, będę musiała znowu zaczynać od nowa. A tego mi się nie chciało. No ale, mój „mądry” głos w głowie doradził mi, że taka świąteczna przerwa w sumie jest bezpiecznym czasem, by to zrobić, bo przecież to święta i dużo instagramowych kont też robi sobie urlop. Więc ja sobie zniknę, nikt tego za bardzo nie zauważy, nabiorę siły i chęci do działania i wrócę. Pełna nowej energii i pomysłów.
To było w grudniu. Teraz mamy maj i ja znowu mam przerwę od insta. Tym razem dłuższą. A może to nie przerwa, a zupełne zerwanie „przyjaźni”?
Insta moją nową pracą na etat, duże ambicje
Gdy zwolniłam się w sierpniu z etatu miałam wielką wizję tego, jak rozwinę nasze insta. Miałam ogromną nadzieję i determinację, żeby Instagram w bliższej bądź dalszej przyszłości był moją przepustką do własnej działalności i zarabiania pieniędzy.
Wzięłam sobie za cel, że to właśnie Instagram będzie moim nowym miejscem pracy. Rozpisałam sobie cały plan dnia – od 8 do 9 – tworzenie postu, od 9 do 10 komentowanie, nawiązywanie relacji z innymi i tak dalej. Wydawało mi się, że mając przewagę czasową nad innymi, którzy tyle czasu na insta przeznaczyć nie mogą, mam sukces w kieszeni. Wszystko fajnie, stosowałam się do swoich założeń.
Na insta spędzałam codziennie wiele godzin, działałam jak mały robocik, zrobiłam nawet czystkę w obserwowanych kontach, zaobserwowałam te, które zajmują się social mediami i mówią, co to trzeba robić, żeby te nasze konta się rozwijały, polubiły z algorytmami itd. Jednym zdaniem – profeska, idealna strategia i gotowy plan.
w sumie to ja tego nie lubię
Narzuciłam sobie ogromną presję działania. Przecież nie siedzę na etacie 8 godzin, więc mogę tyle! teraz zrobić. Tak się na tym zafiksowałam, że w pewnym momencie przestałam oddzielać prywatnego życia od insta. Z telefonem chodziłam dosłownie wszędzie.
I wiecie co jest najlepsze? Że ja od samego początku, od tego zwolnienia z pracy, kiedy zaczęłam poważnie podchodzić do insta, nie lubiłam tego robić. Męczyło mnie te siedzenie na telefonie, do tego mój profesjonalizm kazał mi 10 razy zmieniać zdjęcie, poprawiać tekst pod postem. Zdarzało się, że 1 post pisałam ponad godzinę, bo ciągle coś poprawiałam. Kiedy już jako tako byłam zadowolona, dodawałam post, nad którym ślęczałam tyle czasu (a miałam przecież już dawno iść na spotkanie z kumpelą), a tu klapa. Nikt nie skomentował, lajków mniej niż pod poprzednimi postami. I na co mi to było??
I tu nie chodzi o to, że ja potrzebowałam aprobaty, poczucia, że jestem super hiper. Ja cały czas w insta widziałam miejsce pracy, w przyszłości zarabianie pieniędzy. A skoro ludzi (czyli moich potencjalnych klientów) nie interesuje to, co robię, to przecież nic nigdy tu nie osiągnę.
wzięłam wszystko za bardzo na poważnie + musisz robić tik toki!
Codziennie zmuszałam się, żeby coś skomentować, dodać story, dodać post. Bo przecież to dobrze działa na algorytmy! Totalnie miałam gdzieś to, czy to lubię czy nie. Wręcz nawet nie zastanawiałam się w ogóle nad tym. Do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mnie to męczy. Może inaczej, zdawać sobie sprawę zdawałam, ale cały czas przekonywałam siebie, że przecież to jest teraz moja nowa praca, która w końcu kiedyś przyniesie fajny efekt. Poza tym, żadna praca nie jest idealna i nie mogę tak wydziwiać, że coś mi nie pasi. No a poza tym (tak wiem, kolejne powtórzenie :D) , jak to tak mogłabym nagle uśmiercić naszych podróżników dwóch???
Jakby tego instagrama było mało, to jeszcze zaczęłam narzucać na siebie presję z prowadzeniem tik toka. Bo tam dużo szybciej się rozwiniesz i dotrzesz do nowych ludzi! Przecież inni też robią i dają radę! No ewidentnie moja przeogromna presja narzucona na siebie musiała w końcu doprowadzić do jakiegoś wybuchu…
w sumie to słabo ci wychodzi ten instagram
Przez insta bardzo ucierpiała też moja samoocena. Ciągłe porównywanie się do innych. Ci mają dużo lepsze zdjęcia, ci dużo więcej mówią na story, ci robią takie super merytoryczne posty, regularnie! A ty co!? Chyba nie ma sensu, żebyś tu była, skoro inni robią to dużo lepiej!
Powiem Wam, że teraz jak to wszystko tu piszę, to aż się łapię za głowę. To co się w niej działo, to jest jakaś masakra.
straciłam frajdę z podróżowania
Tak bardzo wkręciłam się w to rozwijanie insta, że każdą naszą podróż traktowałam jako dobry materiał na insta, zamiast być tu i teraz i doceniać to, że jestem tu gdzie jestem. Wieczorami zamiast chillować przy winku, ja w głowie miałam tysiąc myśli – skoro dziś nie zrobiłam relacji, to musze ją zrobić jutro. Ale przecież jutro już będą nowe materiały. Czyli będę musiała je nadgonić kiedy indziej, a przecież na story powiedziałam, że dzisiaj dodam relację, a jednak nie dodałam. Pomyślą, że jestem niesłowna… i tak dalej. No katastrofa co się działo w mojej głowie, serio.
Do tego cały czas dochodziły myśli, że za cały mój wkładany czas i energię nic tak naprawdę nie mam. Frustracja narastała z prędkością szybszą niż inflacja w naszym cudownym kraju.
męczyło mnie życie życiem innych
Zaczęłam być tak przebodźcowana, że czułam jakbym żyła jednocześnie w kilku oddzielnych światach- tym prawdziwym, wirtualnym i jeszcze od innych ludzi. Oglądanie relacji od innych, utrzymywanie z nimi kontaktu, odpisywanie na wiadomości. W wolnym czasie oglądałam relacje innych podróżników w ramach inspiracji. Chyba nie muszę się tu rozpisywać, jak działało na mnie takie „inspirowanie„. Gdy w mojej głowie szalała coraz większa frustracja związana z tym, że byłam niezadowolona z mojej pracy. W tym wszystkim totalnie nie miałam miejsca w głowie na swoje myśli, swoje potrzeby i swoje życie.
Bardzo mocno odczułam to w momencie, gdy odinstalowałam insta. Zaczęłam łapać się na tym w chwili, gdy miałam wolny wieczór i ja totalnie nie wiedziałam, co ja mam z tym czasem zrobić, co ja lubiłam robić w tych wolnych chwilach. Wiecie, wszystko zawsze przekładałam na insta, olewałam swój własny głos w głowie. I w momencie, gdy rzeczywiście zaczęłam go słuchać, on już był tak sfiksowany, że zapomniał co lubię robić w wolnym czasie.
sory za przydługawy wstęp!
Długi ten wstęp do detoksu mi wyszedł, ale bez tego bym nie mogła przejść do tego punktu, sorry! Przez ostatnie tygodnie kwietnia nie było chyba ani jednego dnia, gdzie nie pojawiałyby się we mnie negatywne emocje związane z instagramem. Od złości i frustracji po płacz i dobijanie się, że jestem nie dość dobra, by dobrze zarządzać kontem, by je rozwijać, że jestem za nudna i całą moją pracę ludzie mają gdzieś.
miarka się przebrała, detoks od Instagrama czas start
No i pewnego dnia, miarka frustracji się przebrała. I słuchajcie, ta miarka przebrała się u Dawida. Gdy po raz kolejny nie miałam ochoty wstać z łóżka i nie chciałam iść na spacer, bo „najpierw muszę nadrobić insta!”, Dawid po prostu się wkurzył, wziął mój telefon i mi odinstalował insta.
Pyk, koniec. Nie ma.
Proste, co nie? Tak właśnie zaczął się mój detoks od Instagrama.
Powiecie: „ej, ale równie dobrze możesz tak samo szybko ją zainstalować, nie kusiło cię?”. I wiecie co? W pierwszym momencie miałam atak paniki, dosłownie. Wpadłam w histerię, że przecież jak tak mogę nagle zniknąć? Ludzie tam pisali wiadomości, czekali na odpowiedzi, a ja tak po prostu ich oleję?! Będą mieli mnie za osobę niesłowną, która ich olała!
No grubo, jak sobie teraz o tym przypomnę, to totalnie nie spodziewałam się, że tak się mogę zachowywać. Dopiero uspokoiłam się, gdy Dawid obiecał mi, że poodpisuje na wszystkie wiadomości.
Ale jak już minął jeden dzień bez, gdy próbowałam się odnaleźć w tej nowej sytuacji, było mi tak dobrze… Poczułam taką ogromną ulgę. Jasne, trochę mnie kusiło wracać – przecież siedziałam na insta po parę godzin dziennie przez ostatnie kilka miesięcy. Ale z drugiej strony jednak bardziej był to głos „rozsądku”. Mój głos wewnętrznego dziecka zaczął być jednak z każdym dniem coraz głośniejszy i coraz bardziej zaczęłam zauważać swoje potrzeby i to, co sprawia mi przyjemność. Nie tęskniłam w ogóle za instagramem. Detoks od instagrama totalnie robił mi dobrze.
dobrze mi bez, nie wiem czy wrócę
Teraz o tym wszystkim piszę totalnie ze spokojną głową. Detoks od instagrama to była jedyna słuszna decyzja w tym momencie. Mam wrażenie, jakbym tu pisała o zupełniej obcej osobie, a nie o samej sobie. Początkowo z Dawidem umówiliśmy się na tydzień „urlopu od insta”, żebym ochłonęła, nabrała dystansu, wyluzowała. Żebym wróciła z pozytywną energią zamiast koszem wymagań wobec siebie i ciągłym porównywaniem się do innych.
Może zastanawiacie się, po co to wszystko tu piszę? Absolutnie nie po to, żeby się wyżalać, szukać wsparcia czy pocieszenia. Piszę to ku przestrodze Wam i sobie (gdybym jeszcze kiedyś wpadła w pułapkę social mediów odpalę sobie ten wpis). Bo to, co ze mną zrobił instagram, to był poważny problem. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że wpadnę w pułapkę internetów, ja? no weź! A niestety jednak wpadłam w to, robiło się coraz poważniej i cieszę się, że z pomocą Dawida odcięłam się od tego. Bo to zaczynało coraz bardziej negatywnie na mnie oddziaływać, a co za tym idzie na moje otoczenie, Dawida…
Mój detoks od instagrama trwa już jakoś miesiąc. Nie wiem dokładnie ile, nie mam potrzeby tego sprawdzać, nie mam potrzeby tam wchodzić. Zaczęłam żyć, żyć swoim życiem, cieszyć się chwilą. Od tego momentu byliśmy na kilku super wyjazdach w Polsce, mam z nich dosłownie po kilka fotek, a było cudownie <3. Potrafię być uważna na to, co się dzieję wokół, jestem uważna na swój głos, w końcu go słyszę i zaczynam zwracać uwagę na to co ja sama chcę w danej chwili.
Może insta nie jest dla mnie? Może za bardzo brałam to na poważnie?
A może wszystko na raz…
detoks od instagrama w 3 zdjęciach:



o matko, chodzisz na terapię?!
Poniekąd w tej całej sytuacji bardzo pomogła mi terapia, na którą chodzę już ponad pół roku. Tak, chodzę na terapię. I tak, jestem z siebie cholernie dumna, że to zrobiłam. Zdecydowanie jest to jedna z najważniejszych decyzji, jaką podjęłam w 2021 roku. To jest zupełnie osobny temat, może go kiedyś rozwinę.
Na terapię zdecydowałam się z zupełnie innych powodów, ale poniekąd wszystkie wątki miały gdzieś swój wspólny mianownik razem z tym nieszczęsnym instagramem. Terapia pozwoliła mi zrozumieć pewne mechanizmy, które we mnie działały przez ostatni czas i pozwoliła zrozumieć co się we mnie dzieje. Ale nie o tym tu dzisiaj.
Pomysł z napisaniem tego wpisu to był tak naprawdę pomysł, na który wpadłam wracając z jednej z sesji. Dlatego też wpadł do wpisu ten wątek o terapii. Pomyślałam sobie, że może dobrze zrobi mi to, żeby przelać na papier/kompa/cokolwiek to, co we mnie siedzi. Żeby posprzątać trochę ten bajzel, który mam w głowie.
I tak to teraz czuję. Przez napisanie tego tutaj i ogólnie przez detoks od instagrama czuję się jakaś taka nowa. Jakby moja głowa zakończyła pierwszy tom książki i zaczęła pisać kolejny o nowym bohaterze w roli głównej. Stąd też właśnie ten wpis na naszym blogu. Może to mój jednorazowy „wybryk” (w sensie taki wpis), a może częściej będę na blogu pisać sobie taki „pamiętniczek”. 😀 Kto to wie 😀
jestem happy, jestem spokojna, chcę wrócić
No dobra, ale co w końcu z tym naszym instagramem? Detoks od instagrama trwa u mnie w najlepsze i co? To koniec Podróżników Dwóch? Wracać czy nie wracać? Wrócę, chcę wrócić i czuję, że jestem już na tyle silna i świadoma swoich słabości, które miałam w sobie, że jak wrócę, to wrócę mądrzejsza i silniejsza. Wrócę bez spiny, na luzie. Chcę traktować insta jako miejsce, do którego lubię przychodzić, a nie do którego muszę. Odpuszczam temat traktowania insta jako miejsca pracy, zamiast tego zacznę traktować to miejsce, jako swój pamiętnik, który jednocześnie może inspirować innych. Nie chcę już przechodzić tego kolejny raz, nie dopuszczę, żeby detoks od instagrama był u mnie konieczny co chwilę. Aczkolwiek, biorę pod uwagę też sytuację, że może za jakiś czas detoks od instagrama zostanie ze mną na zawsze i w ogóle mnie tam nie będzie? Tego nie mogę przewidzieć.
Może nigdy nic wielkiego nie osiągnę w social mediach. W sumie, coraz częściej w głowie mam myśli, że chyba ten świat tik toków, ładnych rolek konkurowania z innymi nie jest dla mnie. Moja dusza introwertyczki potrzebuje pracować w spokoju, nierzadko w samotności. Lubię robić story, wrzucać posty, ale od teraz będzie bardziej po mojemu. Taki mam przynajmniej plan 😀
już za chwilę będziemy w USA! przygotowania, co z naszym insta?
Żeby tak zejść z tych ponurych tematów i olać ten detoks od instagrama, my już z Dawidem odliczamy dni do naszego drugiego wylotu na camp do USA! (o pierwszym możecie poczytać trochę tutaj). Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem (a pójdzie, bo co by miało nie pójść!:D), to dokładnie za 2 tygodnie będziemy Was już witać z amerykańskiej ziemi 😀
Z przygotowań i formalności mamy juz ogarnięte praktycznie wszystko. W przyszłym tygodniu jedziemy jeszcze zrobić zapasy żeli pod prysznic, maszynek do golenia i innych takich oraz kupić parę „ciuchów roboczych”, jak tanich butów z deca, czy dresów na chłodne wieczory. 😀 Do zrobienia mamy jeszcze test antygenowy przed wylotem (bleee, to będzie nasz pierwszy test ever), ale jakoś to przeżyjemy. 😀
Z momentem, gdy ruszymy w naszą amerykańską przygodę, wracam na insta. Przynajmniej na ten moment mam taki plan 😀 Mam ochotę wrócić, bardzo! Mam ochotę Wam relacjonować naszą podróż, ale tak, jak napisałam wcześniej. Będzie luźniej, będzie może czasami bez sensu. Będzie po mojemu! Co z tego wyjdzie? Zobaczymy! 🙂
dotrwałeś do końca? dziękuję! <3
Nie mogę przewidzieć tego, czy się z instagramem polubimy, czy to będzie tylko przelotna znajomość, czy wręcz odejdziemy i powiemy sobie „elo!” na dobre. USA będą dla mnie sprawdzianem mojej psychy, tego, czy instagram rzeczywiście jest dla mnie (bo może nie jest). Insta ogólnie jest super, pod warunkiem, że wiesz jak z niego korzystać i nie dajesz mu wejść sobie na głowę. Sama wiele z niego wyniosłam, poznałam kupę fajnych ludzi. Ale! Jak człowiek sobie źle poukłada w głowie, to może wyjść z tego zgerowana sałatka ze śledziem i tyle.
Tak więc, szacun dla tych, którzy dotrwali do końca (o ile w ogóle ktoś dotrze :D). Wór dobrych emocji dla tych, którzy sami zmagają się z podobnymi instagramowymi zawirowaniami i potrzebny jest im taki detoks od instagrama. No i oczywiście głośne „SEE YOU SOON!”, dla tych, którzy nadal będą towarzyszyć nam podczas naszych podróży na insta. <3
Jeśli macie jakieś pytania o detoks od instagrama, może mierzycie się z podobnymi myślami, a może po prostu chcecie pogadać – piszcie na naszego insta podróżniki dwa, Dawid mnie tam szturchnie, jak wpadną jakieś wiadomości (on dalej ma apkę) i poodpisuję!

3 komentarze
Karolcia wielkie LOVE dla Ciebie❤️❤️❤️
Bardzo Cię rozumiem, gratuluję decyzji i terapii! Wiele osób ma złe skojarzenia z samym słowem terapia a to jest coś niesamowitego! Nie byłam (jeszcze), ale nie wykluczam tej opcji? jako Introwertyczka, uwaga w dodatku krytyczna i wycofana (tak wyszło mi w testach z rozwoju osobistego)✌? mam podobny stosunek do SM! Wiele chwil z życia chcę dokumentować, ale wiele z nich pozostawiam tylko dla siebie!? nie dajmy się zwariować, bo łatwo zatracić siebie❤️ Buziaki
Hej Martuś!
Dziękuję bardzo za ten cudny komentarz! <3 Ja bardzo cieszę się z tego, że terapia nabrała przez ostatnie lata nowego brzmienia. Że już nie kojarzy się ludziom (choć wielu niestety dalej tak) z osobami chorymi psychicznie, w głębokiej depresji itd. tylko jednak bardziej z samoświadomością, chęcią poprawy jakości swojego życia. Introwertyzm jest super, choć czasami może uprzykrzać życie 😀 Witam w klubie! <3
Buziaki! <3
Przeczytałam! Do takich samych wniosków jak Ty doszłam już jakiś czas temu. Zmęczona byłam instagramem i gonieniem za lajkami. Czasem jeszcze mam przebłysk, że może fajnie byłoby się trochę bardziej poudzielać, dać innym wkazówki z podrózy itd, ale zwyczajnie mi się nie chce 😛 Kiedyś zresztą gadałyśmy o tym i czułam, że prędzej czy później dojdziesz do tego, żeby też po prostu zluzować. Co nie zmienia faktu, że jestem pełna podziwu, że szłaś jak burza pisałaś kilka postów w tygodniu, wrzucałaś tipy na relacje, mega mi się podobała ta robota i doceniam, bo wiem ile trzeba włożyć w to wysiłku i poświęcenia. Trzymam kciuki, żeby było tak jak sobie zaplanowałaś. Cokolwiek postanowisz, byle w zgodzie ze sobą. Buziaki